Nie wiem, czy przygody w kuchni można porównać ze sztuką i twórczością, ale jedno jest pewne. To co czasem mnie ogarnia w związku z jakimś pomysłem kulinarnym śmiało można nazwać twórczym szałem :)
Dlaczego? Chociażby dlatego, że nic nie jest w stanie mnie powstrzymać przed realizacją. Tak było ostatnio, kiedy wymyśliłam sobie, że czas już upiec ciasto z truskawkami pod kruszonką. Niby prosta sprawa, tyle tylko, że prosta jest wtedy, kiedy macie wszystkie składniki i możecie się pochwalić przynajmniej średnią sprawnością rąk i głowy. Ja nie mogłam :)
Ze składnikami czasem jest problem, jeśli nie używacie w kuchni ogólnie dostępnych produktów. Ja nie używam :) Kilka lat temu zaczęłam się interesować tym co wkładam do koszyka w sklepie. Nie jestem restrykcyjną zwolenniczką zdrowej diety, ale świadomość ile chemii trafia do naszego organizmu otworzyła mi oczy na tyle, żeby stworzyć sobie pewne zasady. Jeśli jesteście ciekawi, piszcie w komentarzach, to opowiem Wam więcej pisząc o tym specjalny post na blogu.
A ten post jest o cieście. Ciasto jest z mąki. Ja kupuję mąkę orkiszową, ekologiczną, różne jej typy. Ale nie zawsze mam do niej dostęp. I tak było tym razem, nie mogłam kupić mąki orkiszowej, której używam do wszystkich wypieków, a w domu została tylko skromna jej szklanka. Do ciasta potrzebowałam dwóch szklanek mąki więc uzupełniłam braki mąką orkiszową graham.
W przepisie którym się inspirowałam w składnikach znajdziecie jeszcze olej i mleko sojowe. Olej to olej, więc użyłam kokosowego rozpuszczonego do postaci płynnej. Mleka sojowego nie używam, więc zastąpiłam je jogurtem naturalnym i zwykłym mlekiem. I ograniczyłam ilość cukru brązowego.
Kruszonkę na ciasto również zrobiłam z mąki graham i oleju kokosowego i chciałabym Was do tego połączenia namawiać po raz kolejny, bo kto spróbuje takiej kruszonki, nie będzie chciał innej :) Dziesięć minut przed wyjęciem ciasta z piekarnika posypałam je płatkami migdałów.
Ciasto grahamowe jest cięższe, więc nie wyrasta na tak puszyste, jak pewnie jesteście przyzwyczajeni, ale taka odrobinę bardziej razowa wersja jest równie pyszna, a przy okazji bardziej sycąca, więc zamiast zjeść popijając zimnym mlekiem pół tortownicy ciasta za jednym zamachem, poczujecie się nasyceni już po jednym kawałku :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz