czwartek, 16 października 2014

Dietetyczne rewolucje z Oleofarmem - zdrowe tłuszcze

Sobota, 11 października - pogoda zdecydowanie nie rozpieszcza. Deszcz a to siąpi a to leje. Szaro, jesiennie, przygnębiająco.
W samo południe docieram do szczecińskiego Novotelu, wchodzę na salę, gdzie odbywać się będzie spotkanie i mimo kataru, który wyjątkowo mocno mi dokucza, jestem obezwładniona smakowitymi aromatami i kolorami. Jest pięknie, dwa duże stoły pełne produktów spożywczych, wszystko przygotowane do pracy.



Blogerzy i mamy - gromadka zainteresowanych zdrowiem i zdrowym odżywianiem osób. A wszystko to zorganizowała firma Oleofarm, chcąc wypromować nie tylko swoje produkty, ale ich udział w zdrowej diecie.
Rozpoczynamy od bardzo ciekawego wykładu Pani Hanny Głowackiej, jednej z dietetyczek firmy Oleofarm. Czuję się rewelacyjnie słysząc, jak wiele z wykładu pokrywa się z tym, co wiem i myślę o jedzeniu. Po tym wstępie nie trzeba nikogo przekonywać do degustacji. Prawdziwy raj - soki owocowe bez dodatku cukru. Oczywiście chcę spróbować każdego, później jednak mam swoich zdecydowanych faworytów. I tak sok z aronii to mój nowy faworyt, a żurawina utrzymała się na pozycji. Sok z noni raczej nigdy nie będzie nawet wśród pierwszej piątki, chociaż znając właściwości prozdrowotne owocu, myślę, że w myśl zasady, gorzkie lekarstwo lepiej leczy, mogłabym go jeszcze kiedyś spróbować :)
Oprócz soków możemy raczyć się wodą brzozową w najróżniejszych wersjach. Pyszna i zdrowa alternatywa dla wody mineralnej. Co ciekawe, nikt nie szuka kawy :) Całkiem o niej zapomnieliśmy.



W dalszej części spotkania czeka nas chwila z Szefem Kuchni Hotelu Novotel Piotrem Sierocińskim i zadania kulinarne. Mamy stworzyć sałatkę lub pastę kanapkową, używając jednego z licznych olejów. To było moje kolejne zaskoczenie tego dnia, znam oleje Oleofarmu, ale nie spodziewałam się, że jest ich aż tyle. Każdy kto wie jakie bogactwo kryją w sobie nierafinowane oleje tłoczone na zimno, po prostu byłby zachwycony.
W ofercie znajdziemy oprócz tych najczęściej używanych produktów, jak olej lniany, słonecznikowy, czy oliwa z oliwek, również takie perełki jak chociażby olej krokoszowy, konopny, czy z orzechów włoskich. Każdy ma specyficzny smak i aromat i przepiękne barwy.



Trudno mi było zapanować nad chęcią spróbowania wszystkiego. Jako wielki łasuch nie mogłam się zdyscyplinować do pracy nad sałatką, ponieważ jedyne o czym myślałam, to żeby zjeść coś pysznego. Dlatego oprócz sałatki dla potrzeb zadania, szybko porwałam drugi półmisek i wymieszałam ulubione produkty. Obie sałatki bazowały na sałacie rzymskiej, wędzonym na zimno łososiu, roladzie z serka koziego, oliwkach, kiełkach i oczywiście olejach. Odkryłam, że olej konopny ma przepiękną szmaragdową barwę, a olej z orzecha włoskiego, bardzo silny smak.



Bardzo cieszę się, że mogłam wziąć udział w tym wydarzeniu, ponieważ moje zaufanie do produktów Oleofarmu mocno się ugruntowało. Widząc jaka pasja towarzyszy produkcji tych wspaniałych olejów i soków, bez wahania wybiorę właśnie je na następnych zakupach.











środa, 1 października 2014

Pasztecik, krakersik - kasza jaglana w ataku :)


Ciekawe, jak idzie Wam rzucanie cukru? Wiem, że niełatwe postawiłam przed Wami zadanie, jeśli jednak walczycie o wygraną, dajcie mi znać w komentarzach. Chciałabym wiedzieć jak sobie radzicie, czego najtrudniej jest unikać, a czym zastępujecie białego zabójcę :)
Gdybyście nie mieli co zrobić z rękami wchodząc do kuchni i starając się nie sięgać do szuflady po czekoladę (lepiej pozbyć się pokus wcześniej), zajmijcie się czymś pożytecznym, co potem będziecie jeszcze mogli schrupać z zadowoleniem.
Proponuję Wam upieczenie krakersików z kaszy jaglanej. Dziś wersja słona, którą możecie używać jako przegryzki, pieczywa lub, przy mniejszym stopniu wypieczenia - jak pasztetu.
Gotujemy kaszę jaglaną, dobrze ją najpierw płucząc wodą, aż przestanie się pienić (nie chcemy gorzkiego smaku), potem kaszę studzimy i odmierzamy dwie filiżanki do miski. Do kaszy dodajemy na początek około 10 łyżek mąki gryczanej lub kukurydzianej (ja użyłam polenty). Potrzebne będą 4 łyżki skrobi, u mnie klasycznie z tapioki. Żeby ciasto nie było zbyt suche dodajemy filiżankę świeżo wyciśniętego soku, np z jabłek lub mieszanego z marchwią. U mnie był sam jabłkowy. Żeby nie powstał twardy placek dodajemy dwie łyżki oliwy z oliwek, A dla wspaniałego smaku i aromatu - przyprawy. I teraz zależnie od naszych preferencji przyprawiamy, czym lubimy najbardziej. Ja dodałam dwie łyżeczki różowej soli himalajskiej, płaską łyżkę kurkumy, słodkiej papryki i pół łyżeczki pieprzu kajeńskiego. Tak przygotowane składniki blendowałam, aż powstała śliczna, żółta, gładka masa, która dała się ulepić dłońmi w kulę. Gdyby wyszło coś zbyt kleistego, możecie dosypać jeszcze łyżkę mąki której użyliście wcześniej.
Rozgrzewamy piekarnik do 185 stopni. Przygotowujemy blachę rozkładając na niej papier do pieczenia. Rozpłaszczamy kulę dłońmi i rozkładamy na płaski placek. Posypujemy czarnuszką i wkładamy do piekarnika. Po około 25 minutach możecie wyjąć żółty, nakrapiany placek. Pyszny jest na ciepło, ale również na drugi dzień, spełnia rewelacyjnie rolę chleba.
I jak? Już pewnie odechciało Wam się słodyczy, teraz ślinka cieknie na myśl o jaglanym chlebku.