środa, 24 września 2014

O zdrowym odżywianiu słów kilka :)

Dostęp do informacji, internet, globalizacja - a w tym wszystkim człowiek, który nie jest naukowcem, z chemii pamięta już tylko wagary - chciałby wiedzieć, co jest dla niego dobre.
Im bardziej jesteśmy wnikliwi, tym większy napotkamy chaos. Dziś nie ma jednej definicji zdrowego odżywiania. A skoro tak, ustalmy jedno - każdy musi skroić sobie tę definicję na własną miarę.
Jak się za to zabrać? Cóż, nie będzie łatwo. Opiszę Wam swoją walkę o wiedzę i założenia, które obecnie stanowią podstawę mojej diety.
Najprościej byłoby rzec - słuchajcie swojego organizmu. Nic bardziej mylnego. Jeśli przez ostatnie kilkanaście lub kilkadziesiąt lat karmiliście swoje ciało uzależniającym jedzeniem, to ono Wam prawdy nie powie.
Można zacząć od oczyszczania, głodówek, drastycznych zmian. Nie każdy jest na to gotów. Ja zaczęłam od ustalenia co może być najbardziej szkodliwe i od odrzucenia z diety pewnych elementów. Pewnie nie odkryję nic nowego jeśli napiszę, że na pierwszy ogień poszedł biały cukier i biała mąka. Cukier uzależnia jak narkotyk. Przekonałam się o tym, kiedy pierwszy raz postanowiłam skończyć z batonikami, czekoladą i lodami. Kiedy odrzuciłam je z dnia na dzień, po dwóch tygodniach miałam autentyczne objawy odstawienia. Drżenie, trzęsiawki i zimne poty. Przetrwałam, a waga leciała w dół jak szalona. Po kilku latach wróciłam do tych słodkich pokus, ale od kilku miesięcy po raz kolejny odrzucam cukier, również brązowy, trzcinowy,nierafinowany. Tym razem mądrzejsza w doświadczenia nie przeżyłam takiego wstrząsu. Może również dlatego, że kupne słodycze nie gościły zbyt często w mojej diecie. Odnalazłam też wspaniałe odpowiedniki w pełni zaspokajające zapotrzebowanie na słodki smak.
Polecam Wam przeróżne słodzidła, niektóre łatwo dostępne nawet w zwykłym sklepie - ksylitol, erytrytol, stewia, miód, syrop daktylowy, syrop klonowy. Można słodzić zdrowo i nie hodować cukrzycy :)
O kolejnych krokach w diecie napiszę Wam w kolejnych postach, bo przed Wami największe wyzwanie - bye bye sugar :)


poniedziałek, 1 września 2014

Słodycze bez cukru na zakończenie wakacji

Długa przerwa na blogu zawsze musi coś oznaczać :) Tym razem przyczyn ciszy było kilka. Najważniejszy był urlop z dala od komputera, a nawet z dala od kuchni. Całkowicie zafascynowały mnie dwa kółka i to na rowerze spędzałam większość wolnego czasu.
W kuchni również nastąpiła zmiana. Tak musiało być. Po roku pilnego studiowania tajników wypieków, choćby nie wiem jak oszczędnie stosować cukier i inne słodzidła, nastąpił wzrost masy mojego ciała do poziomu, który zaczął mi przeszkadzać.
Dlatego od dziś na  blogu znajdziecie trochę inne przepisy.
Ale na początek, w ten trudny dzień końca wakacji wypiek :) I wcale nie jest to wypiek, który przeczy zasadzie ograniczania słodyczy. Ten wypiek możecie zjeść bez wyrzutów.
Będzie to ciasto bez mąki, bez jajek i bez cukru, a mimo to każdy kto go spróbował, zajadał się nim, nie wierząc, że to nie jest zwykłe ciasto.
Składniki są następujące: 3/4 szklanki mąki kokosowej i 1/4 szklanki mąki kukurydzianej, jedna łyżka złotego lnu, pół szklanki oleju kokosowego, rozpuszczonego, dwie łyżki ksylitolu, kilka brzoskwiń, śliwek lub innych owoców, na które macie ochotę.
Len należy zalać letnią wodą i odstawić na chwilę pod przykryciem, aby zamienił się w substytut jajka :)
Mąki z ksylitolem mieszamy w malakserze, dodajemy szczyptę soli i wlewamy olej kokosowy, a na końcu dodajemy len.
W misie powstanie coś co przypomina kruszonkę. Nie ulepicie z niej gładkiej kuli kruchego ciasta. Ale na pewno uda się wyłożyć dno formy do tarty lub kilka małych foremek ciastem i dobrze ubić je dłonią. Na ciasto wykładamy owoce i zapiekamy 25 minut w temperaturze 185 stopni.
Gotowe ciasto będzie przypominało biszkopt, tylko bardzo kruchy, dlatego uważajcie przy krojeniu i wyciąganiu z foremek.
Jest to jednak do zrobienia :)
Smacznego - to ostatni na najbliższe tygodnie wypiek.
Słodkiego końca wakacji...