wtorek, 31 grudnia 2013

Piąta Pora w 2013 Roku :)

Ostatni dzień Roku 2013-go. W tym roku pojawił się blog. Wywołała go długa, zbyt długa zima. Można więc powiedzieć, że i długie zimy mają swoje dobre strony. Chcę myśleć, że wszystko ma swoją dobrą i złą stronę. Jakie zatem dobre rzeczy przyniósł mi blog? Najważniejsze są osoby, które dzięki temu poznałam. Nie myślałam wcześniej, że pisanie na wirtualnej ściance otwiera nas na świat i innych ludzi. Dziś każdy nowy dzień mogę zacząć sprawdzając co słychać u tych, których inaczej nie miałabym okazji poznać. I chociaż są to tylko wycinki z czyjegoś życia, łatwo odnaleźć te naprawdę autentyczne i ciekawe. Wymiany komentarzy i wiadomości pozytywnie nastawiają i dodają energii.
Nie dotyczy to tylko gotowania, powiedziałabym, że dookoła kuchennego stołu kręci się całe życie, więc wszystko można przy nim odnaleźć, wystarczy tylko przysiąść na krześle i posłuchać.
W dziedzinie gotowania działo się również bardzo wiele. To w tym roku powstały moje pierwsze wypieki i, jak pokazują tagi, jest ich już co najmniej 40 :) A skoro o ciastach mowa - aby na ich pieczenie znalazł się czas, potrzebna była chociaż częściowa automatyzacja procesu. Rok temu nie przyszło by mi do głowy, żeby inwestować w coś tak zmyślnego jak prawdziwy robot kuchenny :) Dziś doceniam, jak wiele rzeczy mogę zrobić szybciej i sprawniej dzięki niemu.
Zyskany czas przeznaczam na wyszukiwanie wiedzy o gotowaniu, o składnikach. Nie szukam przepisów, ale informacji o składnikach, sposobach ich oddziaływania na siebie, próbuje nowych połączeń. Te poszukiwania przynoszą ogromne ilości wiedzy z gotowaniem związanych tylko jakimś połączeniem. Co tylko utwierdza mnie w przekonaniu, o przenikaniu się w życiu różnych wątków w jakiś zupełnie nieprzewidziany sposób.
Poszukiwania kulinarne przywiały w tym roku kolejne składniki i przyprawy do szuflad. To np. karob, czarnuszka i zdobywca pierwszego miejsca w każdej możliwej kategorii - olej kokosowy :)
Dziękuję wszystkim, którzy chcieli poświęcić swój czas na sprawdzenie, co nowego pojawia się na Piątej Porze. Zapraszam już dziś do odwiedzin w przyszłym roku. Postaram się wymyślać i wyszukiwać następne ciekawe potrawy, które mam nadzieję, zechcecie wypróbować w Waszych kuchniach.
I oczywiście dziś nie może zabraknąć przepisu, który moglibyście wykorzystać w Sylwestrowym menu. Polecam Wam przepisy na wypieki, które wczoraj zagościły na stole spotkania Szczecińskich Blogerów. Stół był bardzo, bardzo słodki, ciasta i ciasteczka były różnorodne i pyszne. Ja proponuję Wam po raz kolejny mini serniczki, bo na zabawę najlepsze są przekąski, które są dekoracyjne i jednocześnie same w sobie stanowią gotowe porcje.
Taki przepis znajdziecie na blogu tutaj. Ale przepis został przeze mnie odrobinę zmodyfikowany. Otóż do ciasta zamiast karobu dodałam dwie łyżki dobrego kakao. Natomiast masa serowa nie była waniliowa. Do masy dodałam świeżo startą na drobnych oczkach tarki skórkę z jednej pomarańczy oraz sok wyciśnięty z takiego owocu. W moim przypadku był to raczej średni egzemplarz.
Połączenie kakao i pomarańczy daje bardzo aromatyczny efekt. Na upieczone serniczki możecie ułożyć cząstki mandarynek i polać całość gorzką czekoladą.
A jeśli słodkości ma być więcej polecam tartę rustykalną, która może nie jest tak elegancka, ale pachnie pięknie cynamonem, a podana na ciepło z lodami waniliowymi będzie na pewno deserem, któremu mało kto się oprze :)




piątek, 27 grudnia 2013

Magia Świąt - przesilenie zimowe

Stało się - dopadło mnie zmęczenie końca roku. Brak energii, brak weny i sił do robienia czegokolwiek. Kiedy nadchodzi taki moment, najlepiej przeczekałoby się go pod kocem z dobrą książką i kubkiem gorącego kakao. Niestety - kakao stygnie, każda książka ma swój koniec, a i spod koca wyjść w końcu trzeba. I właśnie wtedy nadchodzą Święta Bożego Narodzenia. Coś na osłodę tych ciemnych i zimnych dni. Nieważny jest aspekt religijny tego zdarzenia, ważne, że na większość działa właśnie tak - jak zastrzyk dodatkowej energii przysłanej wprost z zaczarowanego momentu naszego dzieciństwa :)
Wszystkie smutki na chwilę stają się niewidzialne, wszystkie złości i nerwy odpuszczają, a stolnica z przesianą mąką wzywa pilnie do robienia uszek i pierogów. Udało się, zadziałało dokładnie tak jak powinno. Z zapałem zabrałam się za lepienie uszek do barszczu, pierogów z grzybkami. Oraz do wspólnego tworzenia instalacji choinkowej na ścianę, chociaż to głównie zasługa Głodomorka, który cierpliwie łączył gałęzie w jedną, piękną całość.


Kiedy na drugi dzień, w świetle poranka ujrzałam te pachnące, zielone gałązki na ścianie, od razu chętniej zabrałam się za przystrajanie stołu i przygotowywanie ostatnich dań.
Ponieważ przepisy na uszka, barszczyki, pierogi są dobrze znane a i ja nie mam w tym względzie żadnych tajnych, rodowych przepisów, nie będę się o nich rozpisywać.
Przepis, którym chciałam się z Wami podzielić nie jest klasyką, możecie przygotować go na każdą kolację, szczególnie, jeśli chcielibyście oczarować gości czymś lekkim i wykwintnym :)
Polecam Wam bardzo delikatne roladki z dorsza, zawijane wokół cienkich plasterków łososia i gotowane na parze.
Potrzebujecie dokładnie tyle filetów bez skóry z dorsza bałtyckiego ile osób planujecie zaprosić. Moim zdaniem najlepiej jest kupić świeże filety, chociaż oczywiście możecie użyć rozmrażanych. Ja użyłam świeżych ryb. Filety umyłam i dokładnie osuszyłam ręcznikiem papierowym. Łosoś do roladek powinien być wędzony na zimno. Możecie użyć drobnych kawałków łososia sałatkowego lub najzwyczajniej w świecie, kupić kawałek łososia, pokroić go na bardzo cienkie i wąskie i plasterki. Dorsza przyprawiamy z obu stron solą, pieprzem ziołowym i odrobiną ostrej papryki. Następnie układamy zewnętrzną stroną do dołu i układamy na dorszu plasterki łososia. Następnie, zaczynamy zwijać filet od szerszej strony, starając się robić to bardzo ściśle i pilnując, żeby łosoś się nie przesuwał. Zwiniętą roladkę przebijamy dwoma wykałaczkami, aby utrzymać ją w całości. Gotowe do gotowania roladki chowamy do lodówki, tak aby przygotować je tuż przed podaniem. W parowarze gotujemy je na papierze do gotowania maksymalnie dziesięć minut. Gorące pozbawiamy wykałaczek i podajemy. Dodatki powinny być raczej delikatne. Świetnie nadaje się fasolka szparagowa, ale na wigilię podałam roladki z puree ziemniaczanym, odrobiną mielonych podgrzybków i surówką.




sobota, 14 grudnia 2013

Pierniczkowa manufaktura

Dziś nie dopisywał mi humor. Nie każdy dzień musi być udany. Ale nawet ten najgorszy warto osłodzić sobie czymś przyjemnym. W końcu życie mamy jedno i szkoda było by uznać dzień za stracony. W związku z tym zapraszam Was na wspólne pieczenie pierniczków. Jak wszystko co małe, również te ciasteczka poprawiają humor. Jeśli nie macie zbyt wiele czasu możecie opuścić ostatni etap - zdobienie. Pierniczki dzięki wymyślnym kształtom są piękne również bez dodatkowego lukrowania.
Zabieramy się za pieczenie. Potrzebujemy dwie i pół szklanki mąki - w mojej kuchni jak zwykle jest mąka orkiszowa, tym razem jasna. Do mąki dosypałam dwie łyżki karobu, żeby pierniczki wyszły ciemne. Możecie użyć łyżki kakao. Z sypkich produktów pozostaje jeszcze łyżeczka sody i przyprawa do piernika. Nie wiem jak mocno korzenne lubicie pierniczki, ale dwie duże łyżki przyprawy można śmiało wsypać. Dosypcie też cukier - użyłam trzech łyżek trzcinowego cukru pudru. Mikser miesza wszystkie suche składniki a ja rozpuszcza sto gram masła. Do wymieszanych suchych składników wbijam jedno jajko, wlewam lekko ostudzone masło i dolewam miód. Dodałam go około 1/3 szklanki. Kiedy składniki się wymieszały zaczęłam ugniatać ciasto. Ponieważ wydawało mi się zbyt kruche dodałam jeszcze dwie łyżki jogurtu greckiego. Dzięki temu ciasto stało się bardziej elastyczne i gładkie. Bardzo łatwo dawało się rozwałkować, bez konieczności podsypywania mąką. Moje pierniczki nie są cienkie. Rozwałkowałam ciasto na placek o grubości około pół centymetra i wycięłam różne kształty. Przełożyłam je na wyłożoną papierem do pieczenia blachę i piekłam przez dziesięć minut w piekarniku. Z tej ilości składników powstanie około 30-40 pierniczków. Ilość zależy od wielkości foremek. Ja wycinałam większe i mniejsze kształty.
Pierniczki studzimy i w tym czasie do wykonanie pozostaje zadanie dla wytrwałych. Robimy lukier, czyli ubijamy na sztywno białko i dodajemy cukier puder, aż powstanie coś w rodzaju emalii :) W związku z tym, że używam trzcinowego cukru, lukier nie jest śnieżno biały, tylko lekko kremowy.
Pierniczki ozdabiamy jak tylko nam się podoba. W zasadzie każdy może wyglądać zupełnie inaczej. Kiedy już wszystkie wyschną możecie schować je do szczelnego słoika i przechowywać do Świąt. Chociaż nasze chyba nie dotrwają - już planuję drugą turę wypieków :)


środa, 11 grudnia 2013

Szaszłyczki z kurczka na puree z dyni i batata

Słodkie i ostre smaki - lubicie takie połączenia? Czekolada z wasabi, kubek kakao z chilli, mięso w miodzie.
Najistotniejsze jest, aby zależnie od rodzaju dania, przeważyć smak, który ma danie zdominować. Np. deser z nutką chilli powinien być bardziej słodki, aby ostrość uzupełniała i mile zaskakiwała kubki smakowe. Podobnie kurczak w miodzie nie powinien być zbyt słodki, słodycz ma tylko pozwolić na chwilę ulgi przy palących przyprawach.
W szaszłyczkami z kurczaka na puree ostrość ma przeważyć, ma wygrać z lekko mdłą słodyczą batata. Jednocześnie maślany smak i zapach puree pozwala wysłać sygnał z kubków smakowych do mózgu, że może dziś jednak nie spłoną :)
Udka z kurcząt przyprawiamy ulubionymi ognistymi "proszkami". Nadziewamy na patyczki i grillujemy. W tym czasie obieramy dwa bataty i kroimy na duże kawałki. Średniej wielkości dynię kroimy na pół, wydrążamy, myjemy i kroimy ze skórą na kawałki. Batata i dynię gotujemy w parowarze, aż zmiękną. Zazwyczaj 10 minut wystarcza im w zupełności. Dynię pozbawiamy skóry i miksujemy miąższ wraz z batatem na puree, które następnie podsmażamy z odrobiną soli i czosnku na maśle. Aby nie wywoływać skojarzeń z papkami dla dzieci, na puree wyłóżcie np zielony groszek. Całość od razu wygląda apetyczniej.



sobota, 7 grudnia 2013

Hello Santa! - Little cheesecakes for good kids :)

Tak jak się już wielokrotnie odgrażałam - w tym roku większość prezentów świątecznych będzie DIY - samodzielnie wymyślonych i zrobionych. Oczywiście ci, których i tak dość często obdarzam przeróżnymi łakociami mogą nawet poczuć się urażeni, mam jednak nadzieję, że wyjątkowość wypieków jakoś zmniejszy ich zawód :)
Okazja, jak to w grudniu, wręcz atakuje z każdej strony. 6 grudnia i bęc, trzeba wspierać Świętego Mikołaja, bo on od lat jeden a do obdarowania przybywa ciągle kolejnych osób. Co powiecie na małe serniczki?
Różnica między małym a dużym serniczkiem jest łatwa do przewidzenia. Te małe egzemplarze muszą zostać upieczone w małych foremkach. Świetnie się do tego nadają gniazdka na muffiny. Ciasta wystarczyło mi na dwanaście miniserniczków. Niestety nie udało mi się ich ozdobić zgodnie z planem, bo do wycięcia 12 gwiazdek zwyczajnie zabrakło mi ciasta. Dlatego tylko jeden egzemplarz miał na sobie wycięty kształt, pozostałe zyskały tylko ciemne, ciasteczkowe kropeczki. Mimo wszystko wyglądały uroczo.
A zatem już wiecie - zabieramy się jak za tartę. Do przesianej na ciasto mąki dodałam dwie łyżki karobu, aby nadać serniczkom ciemnej barwy. Masa serowa zaś była tylko klasycznie waniliowa, bez żadnych ekstra dodatków.
Blaszki z gniazdkami na muffiny wysmarowałam masłem. Z rozwałkowanego ciasta wycinałam miseczką krążki, których średnica była około centymetr większa niż średnica górnego brzegu otworu na pojedynczą muffinę. Do wypełnionych ciastem gniazdek nalałam łyżką masę sernikową, a na jej wierzch rozłożyłam maleńkie krążki pozostałego ciasta.
Serniczki piekłam w temperaturze 180 stopni przez około 40 minut.
W Mikołajki grzeczne "dzieciaki" chrupały serniczki :)
Wszyscy, którzy nie mieli okazji spróbować, nie muszą się martwić o to, że być może byli niegrzeczni. Po prostu jestem elfem o małym, lokalnym zasięgu :)




czwartek, 5 grudnia 2013

Czosnkowe tofu z kaszą gryczaną

Dziś proponuję obiad tzw przegląd spiżarki :)
Czyli zróbmy szybko coś pysznego, bez konieczności biegania po sklepach.
Nasza spiżarka jest całkiem dobrze zaopatrzona, szczególnie w różne suche produkty, typu kasze, soczewice i cieciorki :) Idealnie takie zaopatrzenie sprawdza się jesienią, kiedy chcemy się rozgrzać i podnieść odporność.
Wybór padł na kaszę gryczaną niepaloną. Wg mnie jest dobra prawie do wszystkiego :)
Zaczęłam od zagotowania wody z solą. Do wrzątku wlewam łyżkę oliwy z oliwek i  wrzucam kaszę.
Na patelni rozgrzewam olej kokosowy i szklę na nim pokrojone w płatki trzy ząbki czosnku (ale mój czosnek jest dorodny, jeśli macie drobny egzemplarz możecie wrzucić więcej ząbków). Do czosnku dodaję pokrojoną w drobną kostkę pomarańczową paprykę. Po chwili przychodzi czas na pokrojone w spore kostki tofu i przyprawy - łyżka kurkumy, łyżeczka kolendry, odrobina ostrej papryki, sól i pieprz. Kiedy wszystkie składniki dobrze się  przemieszają dodajemy na końcu ketjap manis i jeszcze chwilę wszystko podsmażamy.
Do obiadu zróbmy szybką surówkę. Jedna marchewka i jedna biała rzodkiew starte na drobnych oczkach tarki macerujemy w miseczce posypane solą, pieprzem i ksilitolem. Po paru minutach dokładamy do nich jogurt naturalny i surówka gotowa.
Na talerzu układamy kolejne składniki dania. Aromat przypraw i kaszy od razu poprawia nastrój.


poniedziałek, 2 grudnia 2013

Bardzo rustykalna, razowa tarta z jabłkami i cynamonem

Kiedy ostatnio zrobiłam strudel z ciasta filo, który znajdziecie tutaj, wzbudził on duże zainteresowanie. Myślę, że kiedy zaczyna się mało sprzyjająca aura, szukamy sposobów na to, żeby poczuć się bezpiecznie, otulić zapachami, ciepłem, małymi przyjemnościami. Dlatego w moim domu po raz kolejny zapachniało cynamonem, imbirem i migdałami. Wszystko za sprawą rustykalnej tarty. Jest rustykalna nie tylko z wyglądu. Również składniki nadają jej bardziej przaśny charakter.
Po pierwsze ciasto jest z mąki razowej, rozpuszczonego masła, jaja i tłustej śmietany, posłodzone cukrem z brzozy. Do lodówki trafiła kula dosyć ciemnego ciasta. Pół godziny na jego leżakowanie poświęciłam przygotowaniu wypełnienia. Cztery dorodne szare renety, pokrojone w szesnastki wymieszałam w misce z sokiem z cytryny, cukrem migdałowym, cynamonem, imbirem i kardamonem. Dla smaku, tak jak w przypadku strudla dolałam kieliszek miodu półtoraka. Tak przygotowane jabłka pozostawiłam pod przykryciem na około kwadrans. Kiedy piekarnik nagrzał się do 180 stopni wyjęłam kulę ciasta i rozwałkowałam w okrąg, odrobinę większy niż forma na tartę, do której trafiło. Taką tartę możecie również piec bezpośrednio na blasze, na papierze do pieczenia. Na środek ciasta wyłożyłam jabłka, a brzegi zawinęłam do środka. Ponieważ piekłam wcześniej kokosową tartę sernik i została mi mała porcja jasnego ciasta, rozwałkowałam je i powycinałam z niego gwiazdki, które podoklejałam na zawiniętych brzegach tarty.
Ciasto trafiło do piekarnika na 45 minut. Ten wypiek ma wyjątkowo ozdobny charakter, aż szkoda kroić. Ale wiadomo, po co został upieczony :)
Dla wielbicieli bardziej słodkiej wersji polecam posypanie ciasta cukrem pudrem. Dla nas było wystarczająco słodkie bez dodatków.