Dziś nie dopisywał mi humor. Nie każdy dzień musi być udany. Ale nawet ten najgorszy warto osłodzić sobie czymś przyjemnym. W końcu życie mamy jedno i szkoda było by uznać dzień za stracony. W związku z tym zapraszam Was na wspólne pieczenie pierniczków. Jak wszystko co małe, również te ciasteczka poprawiają humor. Jeśli nie macie zbyt wiele czasu możecie opuścić ostatni etap - zdobienie. Pierniczki dzięki wymyślnym kształtom są piękne również bez dodatkowego lukrowania.
Zabieramy się za pieczenie. Potrzebujemy dwie i pół szklanki mąki - w mojej kuchni jak zwykle jest mąka orkiszowa, tym razem jasna. Do mąki dosypałam dwie łyżki karobu, żeby pierniczki wyszły ciemne. Możecie użyć łyżki kakao. Z sypkich produktów pozostaje jeszcze łyżeczka sody i przyprawa do piernika. Nie wiem jak mocno korzenne lubicie pierniczki, ale dwie duże łyżki przyprawy można śmiało wsypać. Dosypcie też cukier - użyłam trzech łyżek trzcinowego cukru pudru. Mikser miesza wszystkie suche składniki a ja rozpuszcza sto gram masła. Do wymieszanych suchych składników wbijam jedno jajko, wlewam lekko ostudzone masło i dolewam miód. Dodałam go około 1/3 szklanki. Kiedy składniki się wymieszały zaczęłam ugniatać ciasto. Ponieważ wydawało mi się zbyt kruche dodałam jeszcze dwie łyżki jogurtu greckiego. Dzięki temu ciasto stało się bardziej elastyczne i gładkie. Bardzo łatwo dawało się rozwałkować, bez konieczności podsypywania mąką. Moje pierniczki nie są cienkie. Rozwałkowałam ciasto na placek o grubości około pół centymetra i wycięłam różne kształty. Przełożyłam je na wyłożoną papierem do pieczenia blachę i piekłam przez dziesięć minut w piekarniku. Z tej ilości składników powstanie około 30-40 pierniczków. Ilość zależy od wielkości foremek. Ja wycinałam większe i mniejsze kształty.
Pierniczki studzimy i w tym czasie do wykonanie pozostaje zadanie dla wytrwałych. Robimy lukier, czyli ubijamy na sztywno białko i dodajemy cukier puder, aż powstanie coś w rodzaju emalii :) W związku z tym, że używam trzcinowego cukru, lukier nie jest śnieżno biały, tylko lekko kremowy.
Pierniczki ozdabiamy jak tylko nam się podoba. W zasadzie każdy może wyglądać zupełnie inaczej. Kiedy już wszystkie wyschną możecie schować je do szczelnego słoika i przechowywać do Świąt. Chociaż nasze chyba nie dotrwają - już planuję drugą turę wypieków :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz