poniedziałek, 15 lipca 2013

Muffiny ziołowe - śniadaniowe

Jak zawsze w weekendy śniadanie musi być wyjątkowe. W sobotę było wyjątkowe bo zamiast śniadania był sernik, ale w niedzielę takiej destrukcji dietetycznej nie powtórzyłam.
Jednak też było smacznie i nawet nie na słodko :)
Po wielu trudnych doświadczeniach z sylikonowymi foremkami do muffinków, z dziwnym wzorem na spodzie, postanowiłam wreszcie zakupić klasyczne formy metalowe. Nowy nabytek dotarł w piątek do domu, ale dopiero w niedzielę przyszedł czas na jego wypróbowanie.
Postanowiłam upiec muffiny wytrawne, podglądałam parę przykładów na blogach i połączyłam oba testy w jeden eksperyment.
Do mąki dodałam otręby, ziarna słonecznika, kawałek pokruszonej fety, drobno pokrojone czarne oliwki, świeżo zerwaną garść liści oregano i tymianku, mleko i ostrą oliwę chilli oraz dwa jajka. Wymieszałam wszystkie składniki szybko i wyłożyłam do foremek. Piekarnik już się rozgrzewał kiedy mieszałam składniki, więc wstawiłam blaszkę na 25 minut do pieczenia.
Takie wypieki to ja rozumiem, już po dziesięciu minutach w domu rozszedł się zapach ziołowy. Od razu poczułam, że już najwyższy czas na śniadanie.
Podczas kiedy babeczki studziły się na kratce, pokroiłam pomidora, posypałam go posiekanym szczypiorem i przyprawiłam do smaku. Dla ładniejszej kompozycji dołożyłam jeszcze pokrojoną rzodkiewkę. Na talerz trafiły dwie muffinki, tylko w wersji dla Głodomorka zostały jeszcze przystrojone jego ulubionym ostatnio sosem czosnkowym (nic nie poradzę, lubi to je :))
Na drugie śniadanie zjedliśmy jeszcze po muffinie już na zimno, też bardzo fajnie smakowały. Jedno co mogę już dziś powiedzieć, to że następne będę piekła z zielonymi oliwkami, bo jako dodatek do ciasta dadzą intensywniejszy smak, który świetnie się nadaje do tego zestawienia. Muszę też wypróbować inne przyprawy.
Cieszę się, że wreszcie mam w czym piec muffinki, bo to kolejny wypiek, którego wariacji jest nieskończona ilość. Gdyby tylko mógł znów być weekend :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz