wtorek, 16 lipca 2013

Leczo z oberżyną :)

Jak się nie ma własnego ogródka, to grillowanie w sezonie jest utrudnione. Nie jest to dla mnie jakaś wielka strata, ale grill domowy od jakiegoś czasu chodził nam po głowie.
Oczywiście sam zakup nie był zaplanowany, po prostu odłożony na kiedyś... A kiedyś musiało nadejść. Grill objawił mi się przy okazji innych zakupów kulinarnych w sklepie internetowym. Urzekł mnie swą urodą i funkcjonalnością, więc postanowiłam go zamówić. W piątek dotarła paczka z kilkoma jeszcze zamówionymi towarami, a grill... Cóż grill dotarł, jest fajny, niestety nie dane nam było go wypróbować. Karton był niekompletny. Brakowało uchwytów. Ach zawód był olbrzymi, bo niby mamy sprzęt, a nawet nie możemy sprawdzić, jak działa dopóki nie wyjaśni się sprawa braków w kartonie. No i jest piątek, sklep już jest nieczynny i zostajemy z wielkim, powtórnie spakowanym kartonem i równie wielkim lub nawet większym żalem.
A na grillowanie już czekają udka z kurczaka i całkiem dorodny bakłażan.
Żeby nie psuć sobie weekendu tym incydentem szybko zmieniamy plany obiadowe. Kurczak jest świeży więc trafia do zamrażarki, a bakłażan czeka do soboty.
W sobotę zamiast na grill trafia do garnka wraz z białą papryką oraz obranym ze skóry świeżym pomidorem. Tym razem leczo jest całkiem inne od poprzedniego. Nie przyprawiam go ostro, bardziej stawiam na intensywność przypraw. Dodaję świeże zioła i całkiem sporą porcję kurkumy, dzięki czemu biała papryka zamienia się w paprykę żółtą :)
Leczo odstało noc i w niedzielę było gotowe do zjedzenia. Podałam je z ziemniakami ugotowanymi na parze.
Do czasu wyjaśnienia temat grillowania jest zawieszony, ale na pewno nie zawieszam działań kuchennych :)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz