Zgadzam się po części, jednak najbardziej martwi to, że jeden nieprzemyślany produkt na rynku zamknął ludziom drogę do zjedzenia naprawdę smacznych i zdrowych dań.
Jeśli tylko mogę, staram się ratować sytuację. Nie chodzi o przejście na soję całkowicie, sama mało jej jadam, ale jeśli coś można wprowadzić do kuchni jako urozmaicenie, to jestem za.
Ja osobiście bardzo lubię kotlety mielone z granulatu sojowego, albo różnie zagospodarowane kostki tofu, szczególnie wędzonego.
Właśnie wędzone tofu wylądowało w zupie jako "wkładka mięsna". Bulion z warzyw, starta marchew, puszka cieciorki, tofu i koncentrat pomidorowy. Garam masala, odrobina oliwki z piri piri, natka pietruszki, drobne kluseczki i zupa gotowa.
Właściwie chciałam napisać o cieciorce, bo było to nasze pierwsze spotkanie. Uważam je za udane. Wprowadzam cieciorkę na listę zakupów. Jednak tofu zdecydowanie miało największy wpływ na smak zupy, w związku z czym cieciorka musiała oddać mu pola.
Następnym razem obsadzę ją w roli głównej :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz