Pierogi wyszły syte i treściwe. O farszu już wspominałam, trudno było nie wspomnieć, skoro wielka micha stała w kuchni i wyglądała, jakby nic z niej nie ubywało, mimo że kopczyk pierogów dzielnie rósł na talerzu.
W każdym razie było to pierwsze, po wielu latach podejście do lepienia pierogów. Ostatni raz robiłam pierogi dawno temu, to były zupełnie inne czasy, a pierogi były z truskawkami bez chemii, pachnącymi latem.
Żeby nie popaść w zbytnią nostalgię wracam do miski z soczewicą :) Może z następnym lepieniem pierogów nie będę czekała kolejne ćwierć wieku :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz