A wszystko przez to, że pamiętam jeszcze czasy, kiedy kupowanie jedzenia nie wiązało się z żadnym ryzykiem, chleb był chrupiący bez polepszaczy, truskawki nie powodowały uczulenia, pomidory pachniały jak słoneczny sierpniowy dzień, a masło miało tylko dwa rodzaje - solone lub nie.
Dziś jest trudniej - półki sklepowe uginają się od wszelakich produktów, tylko trudno coś kupić, stojąc w sklepie i czytając kolejną przydługą etykietę składu. Wszystko jest gotowe, w wielu różnych odmianach, nawet rzodkiewki nie wkraja się samemu do twarożku, bo ona już tam jest.
Poza rzodkiewką jest tam jeszcze mnóstwo różnych składników, nie kojarzących mi się wcale z jedzeniem.
I tak wróciłam myślami do dawnych czasów i przypomniał mi się sztandarowy, bardzo przeze mnie lubiany Paprykarz Szczeciński. Dziś też można kupić podobne produkty, ale jakoś nie dałabym rady podjąć ryzyka spożycia.
Skoro jednak już sobie o nim przypomniałam, postanowiłam zrobić coś podobnego. Do opcji z rybą też się pewnie zabiorę. Na razie poprzestałam na wersji warzywnej z czerwonym ryżem, czerwoną soczewicą, czerwoną papryką i zielonym groszkiem dla kontrastu.
Zaostrzyłam całość paroma przyprawami. I udało się. Nie jest to smak dzieciństwa, bo i nie mógł być bez rybki. Natomiast jest co na chleb położyć :)
Wygląda bardzo smacznie ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję, mogę tylko dodać, że testerzy organoleptycznie ocenili smak pozytywnie:D
Usuń