Jesień pomału skrada się do drzwi. Temperatura ciągle nas rozpieszcza, ale kolory świata delikatnie się wyzłacają. Zieleń nie jest już taka rozbuchana, słońce coraz niżej zagląda do okien, stragany przystroiły dosadne w swej formie dynie. Fasolkę szparagową delikatnie wypierają skrzynki śliwek.
Śliwki i gruszki, zagrożenie mojego dzieciństwa. Nie do końca wiem, jak to się stało, że kiedyś jeść ich nie mogłam, nie wiem od kiedy już mogę, ale doskonale pamiętam wielkie pęcherze na podeszwach moich stóp i wnętrzach dłoni, które wyłączały mnie z obiegu na parę dni. Mimo, że kiedyś przestały się pojawiać, zawsze z pewną nieśmiałością sięgam po gruszki i śliwki, nie zajadam się nimi i nie do końca im ufam.
Robię wyjątek dla domowych powideł śliwkowych, które uważam za największą na świecie konkurencję dla czekolady :)
Dziś jakiś impuls popchnął mnie jednak w stronę śliwkowego zakątka na straganie i tym właśnie sposobem w domu pachnie ciastem :)
Nie jest to wielkie, wyrośnięte ciacho, tylko skromny placek, do którego nie musicie robić specjalnych zakupów. Wystarczą dwie szklanki mąki, ja użyłam graham, bo mam słabość do grahamkowej kruszonki, 3/4 kostki miękkiego masła, najlepiej jeśli ćwiartka będzie rozpuszczona w kąpieli wodnej, dwa jajka, miód, cynamon, kardamon, połowa szklanki mleka i oczywiście śliwki, jakieś osiem dorodnych sztuk.
Na kruszonkę użyjemy szklankę mąki, pół kostki masła, jajko, pół łyżeczki cynamonu i cukier lub miód zależnie co lubicie. Kulkę ciasta wrzućcie do lodówki na pół godziny i zabierzcie się za placek.
Formę do tarty wysmarowałam masłem i posypałam otrębami. Do miski wsypałam szklankę mąki i dodałam pół łyżeczki sody, trzy spore łyżki miodu i ćwiartkę masła oraz jajko. W trakcie mieszania dolewałam jeszcze niewielkimi ilościami mleko. Ciasto wylałam do formy około pól centymetrową warstwą. Pokrojone w połówki, wypestkowane śliwki poukładałam rozcięciami do wierzchu na cieście i posypałam delikatnie odrobiną kardamonu. Wyjęłam kulkę kruszonki z lodówki i rozłożyłam na wierzch, pokrywając poprzednie warstwy.
Tak przygotowane ciasto wstawiłam na 50 minut do rozgrzanego do 180 stopni piekarnika. Cynamon zrobił swoje i już po jakiś dwudziestu minutach w domu rozpoczął się seans aromaterapeutyczny :)
Placek już jest, pięknie zrównoważone trzy warstwy - ciasto, owoce i kruszonka.
I znów zrobiło się trochę jesiennie, śliwki, cynamon, wcześniejsze zachody słońca, a ja ciągle czuję lato i chciałabym je zatrzymać na dłużej. Może to właśnie w ten sposób dopada mnie nostalgia jesienna...
idealna wkomponowało się w ten,już prawdziwie jesienny,dżdżysty dzień.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam!
cieszę się. Przyjemny poranek, u nas słonecznie i ciągle ciepło, ale nie ma co się oszukiwać, jesiennie się robi mimo temperatur. Pozdrawiam :)
Usuń