środa, 21 sierpnia 2013

Upalny Poznań i bolące stopy :)

Wizyta w Poznaniu nie była wcześniej planowana. Ale czasem warto zrobić coś od tak po prostu, pod wpływem chwili. Znasz datę urlopu, wpisz w serwis turystyczny pierwsze miejsce, jakie akurat przyjdzie ci do głowy i jeśli jakaś oferta wyda się interesująca, po prostu ją zabukuj.
Kiedy już miałam rezerwację, zaczęłam sprawdzać, co warto byłoby zobaczyć. Na stronie Bazyliowego Musu znalazłam informację o Festiwalu Dobrego Smaku. Jeszcze raz dziękuję, wszystkie wskazówki były cenne i bardzo się przydały.
Przywitały nas upały godne hiszpańskich plaż :) Mieszkaliśmy przy samym Starym Rynku, doskonała baza wypadowa do pieszych wędrówek. Tych odbyliśmy kosmiczne ilości, stopy bolą mnie na samą myśl. Ale było warto. Poznań to piękne miasto, pełne architektonicznych perełek, które uwielbiamy. Po dwóch dniach bolały nas szyje od ciągłego rozglądania się i podziwiania fasad i ukwieconych balkoników.
 Podoba mi się pewna idea, której w Szczecinie na próżno by szukać. W całym pędzie codziennego dnia, ludzie odnajdują czas, żeby przysiąść w zielonym miejscu z książką, odrywając się na chwile od codziennych trosk. A fakt, że centrum handlowe może posiadać park z leżakami, był dla mnie zaskakujący. Świetny sposób, żeby na chwilę się wyłączyć.
Pewnie dziwi Was, że nie zaczęłam relacji od posiłków. Jeśli trochę już znacie moją kuchnię to wiecie, że nie jest ona klasyczna. W związku z tym ciężko jest mi odnaleźć się w jedzeniu na tak zwanym "mieście". Wszystko jest dla mnie zbyt ciężkie, za słodkie lub zbyt mocno przyprawione, nie takimi przyprawami jakich ja używam. A na gotowanie nie miałam warunków ani czasu. Na szczęście udawało nam się przygotowywać śniadania i pyszną kawę, więc każdy dzień zaczynał się pozytywnie :)
 Potem bywało różnie. Zaskoczyło mnie, że Poznań znany dotąd z bycia stolicą ziemniaka stał się stolicą kebaba - ilość punktów sprzedających kebaby zadziwia, szczególnie, że wiele z nich dzieli jedynie przepierzenie :)
Głodomorek był zachwycony, ja nie.
Ale udało nam się w tym wszystkim zjeść smacznie. Zaskoczę Was pewnie wyborem najlepszego posiłku jaki zjadłam w Poznaniu, bo była to pyszna, świeża, chrupiąca sałata z pieczonym łososiem w barze w Ikei :) Niezbadane są wyroki kulinarne :)
Na drugim miejscu będzie lokal, do którego trafiliśmy dzięki lodówce :)
Przez drzwi zobaczyliśmy ogromny, biały model SMEG, który przykuł naszą uwagę. Trudno wybrać lokal na rynku, bo jest ich tam mnóstwo i niczym tak naprawdę się nie wyróżniają. To jest kwestia szczęścia, tym razem dopisało. Lokal Pyszna kuchnia, to miejsce utrzymane w stylu amerykańskich kuchni lat pięćdziesiątych, z pięknymi kraciastymi obrusami na stołach, z bardzo sympatycznymi kelnerkami w świetnie dobranych stylowych uniformach (wyglądały wszystkie niemal jak pin-up girls)  i z ciekawą kartą. Możecie liczyć na szczerą radę kelnerki, która ostrzega o wielkościach porcji, dzięki czemu unikniecie przejedzenia lub przynajmniej unikniecie go częściowo :) A porcje są naprawdę olbrzymie i pyszne, więc trudno się od nich oderwać. Głodomorek zamówił placek węgierski, który był wielkości dużego talerza i polany obficie sosem. Ja dałam się namówić na pierogi ruskie z pieca. Trzy sztuki to już za wiele, bo pierogi są olbrzymie i bardzo syte. Warto ich spróbować, farsz jest świetnie przyprawiony a ciasto idealnie wypieczone, pachnące i delikatne. Do wyboru jest kilka rodzajów sosu - ja wybrałam grzybowy, był przyzwoity, chociaż to raczej delikatny sos kurkowy, a nie klasyczny grzybowy, na który liczyłam i bardziej by się do tego dania nadawał. Po kolacji w tym lokalu nie planujcie już żadnych forsownych zajęć, bo nic z tego nie wyjdzie :)
Kolejny punkt, który mogę polecić, a do którego trafiliśmy z polecenia Marty z Bazyliowego Musu to pizzeria Sorella. Znajduje się w jednej z uliczek przy rynku. Ma małe patio, pięknie obrośnięte bluszczem, miłą obsługę i smaczną pizzę. Jeśli lubicie klasyczne cienkie ciasto, możecie być zawiedzeni, ponieważ to jest lekko puszyste i wyrośnięte, ale polecam Wam odmianę, bo ciasto naprawdę jest dobre i nie dominuje nad dodatkami. Przy okazji spędzicie czas w fajnym miejscu.
Muszę jeszcze napisać parę słów o Festiwalu Dobrego Smaku. Festiwal odbywał się w różnych miejscach, my z racji bliskości, zainteresowaliśmy się straganami gęsto ustawionymi na rynku, na których można było odnaleźć dumę wielu regionów kraju. Wystawcy przywieźli wspaniałe sery, miody, wypieki. My spróbowaliśmy piw z małych browarów, pysznego napoju na bazie yerba mate, uzupełniliśmy zapasy przypraw oraz wybraliśmy z ogromnego wyboru kozi ser, który wrócił z nami i zostanie zgrillowany :)
Zainwestowaliśmy także w nalewkę benedyktyńską na bazie kawy.
Wybór był trudny, ale na szczęście dziś większość regionalnych pyszności można zamawiać przez Internet :)
Poznań pożegnał nas ochłodzeniem i ulewami. Nic nie szkodzi, bo nawet taka aura nie mogła zepsuć nam humoru. A przy okazji szukając schronienia przed deszczem odwiedziliśmy jeden z licznych antykwariatów, gdzie powiększyliśmy zasoby naszej domowej biblioteczki.




4 komentarze:

  1. Poznań... zawsze zastanawiało mnie jak widzą to miasto turyści. Mieszkam niedaleko Starego Rynku, więc codziennie na nim jestem i widzę co się dzieje i jak się zmienia, niestety z mojej perspektywy na minus. To jednak miłe, że turyści mają inny i bardziej pozytywny obraz tego miasta, niestety mieszkańcy strasznie narzekają.
    Ja z powodu wakacji nie miałam możliwości być na Festiwalu, ale byłam podczas poprzednich edycji, generalnie z roku na rok jest coraz smacznej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, turystę urzeka nowość. Dlatego właśnie uwielbiam podróże :) Ale i tak Stary Rynek ma wielki urok, przede wszystkim dlatego, że jest i stanowi serce miasta. Szczecin niestety nie ma jednego ścisłego centrum, taki układ pozbawia miasto pewnej organizacji, pewnego ładu, które są niezbędne do budowania odpowiedniej atmosfery. O narzekaniu się nie wypowiadam, bo to taki sport narodowy Polaków :)
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. strasznie się cieszę, że wyjazd się udał :))

    mam nadzieję, że następnym razem się nie miniemy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. też mam taką nadzieję, kawa musi być, może w jakimś innym mieście. Rozkręciliśmy się z podróżami :)

      Usuń