Wśród nich również ja :) A niedługo po mnie ten oto Blog, który mam przyjemność prowadzić :)
Od lat nie zawracałam sobie głowy urodzinowym tortem. Jakieś słodkości zawsze były, tort za to niekoniecznie. Jeśli chodzi o wypieki prosto z cukierni, to mało który mnie zachwyca, na myśl o klasycznym torcie z kremem chcę uciekać gdzie pieprz rośnie :) Ale zdarzają się chlubne wyjątki, które zachęciły mnie do poszukiwania własnej drogi wśród piętrowych łakoci.
Dziś przedstawiam Wam pierwszy próbny wypiek, stąd jego nazwa wersja beta :)
Ku mojemu zdziwieniu, jak to bywa z wersjami beta, ta również okazała się na tyle udana, że bez poprawek przepis zostaje w notesie.
Nie kombinowałam przy nim, nie rzucałam biszkoptem, a jednak wszystko się udało. Polecam wszystkim, którzy chcieliby tak jak ja zrobić swój pierwszy w życiu tort :)
Dla mnie było to również pierwsze pieczenie biszkopta.
Przepisy na biszkopty niewiele się różnią, są pewne zasady, o których warto wiedzieć przed wybraniem swojej wersji. Zasada mówi - na każde jajo w biszkopcie powinna przypadać jedna łyżka zwykłej mąki i jedna łyżka skrobi (u mnie niezmiennie z tapioki) oraz dwie łyżki cukru. Nie przesadzajcie z proszkiem do pieczenia - biszkopt to nie baba, nie może wyrosnąć - torty są płaskie :)
Na tortownice o średnicy dwudziestu jeden centymetrów wykorzystałam cztery jaja oraz proporcjonalnie do nich osiem łyżek cukru, cztery łyżki mąki orkiszowej i cztery łyżki skrobi z tapioki oraz około 2/3 łyżeczki proszku do pieczenia.
Jaja musimy rozdzielić. Białka ubijamy z odrobiną soli i cukrem na gęstą pianę, do której dodajemy żółtka i również miksujemy. Żółtka wlewajcie po kolei, nie wszystkie na raz.
Przesianą mąkę, skrobię i proszek do pieczenia wymieszajmy razem i na końcu wmieszajmy delikatnie do ubitych jaj. Powstałą masę wylewamy do tortownicy, której spód wyłożony jest papierem do pieczenia.
Piekarnik rozgrzewamy do 180 stopni i wstawiamy biszkopt. Mój po trzydziestu pięciu minutach był już dobrze wypieczony. Lekko wyrósł, ale podczas stygnięcia ładnie się wyrównał.
Kiedy ostygł przekroiłam go raz, żeby powstały dwie warstwy.
Jak wiadomo do dobrego tortu potrzebny jest krem. Zmieszałam duże opakowanie serka mascarpone z kajmakiem. Kiedy dobrze się połączyły wysmarowałam pierwszy blat tortu, przykryłam go drugim i również wysmarowałam łącznie z bokami. Ponieważ nie jestem zwolenniczką sztucznych barwników i lukrów więc tort posypałam po prostu kakao i ozdobiłam przekrojonymi wzdłuż daktylami.
Co prawda nie wytrzymałam i spróbowaliśmy tort zaraz po zrobieniu, ale tylko mały kawałek. Cała reszta trafiła do lodówki. Na drugi, trzeci i czwarty dzień delektowaliśmy się coraz lepszym smakiem :)
A już niedługo zapraszam Was na konkurs tortowy, jak tylko minie szaleństwo Walentynek szukajcie informacji na blogu :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz