Wędrujemy ostatnio dużo polami. Przyglądamy się drzewom każdego dnia. Jeszcze tydzień temu tak mało widać było śladów jesieni, a dziś już złocą się niektóre liście. Zieleń pomału ustępuję i odchodzi. Przypominam sobie jeszcze, jak po długiej zimie wybuchły wręcz olbrzymie ilości zieleni. Wszystko buzowało po długim okresie wegetacji, życie budziło się gwałtownie. Była w tym niesamowita moc i mam wrażenie, że to ta moc powoduje, że jesień nie spadła na nas gwałtownie, tylko delikatnie kąsa czerwienią najsłabsze drzewa.
Nic jednak nie zmieni faktu, że powietrze pachnie mgłami, wieczory bywają już bardzo chłodne, a mżawka psuje humor w weekendy.
Melancholia jesienna ma w sobie coś niepokojąco pięknego, niewątpliwie jednak mało ludzi docenia urok tego złotego umierania przyrody. Bronimy się przed smutkiem, marzymy znów o letnich upałach. W kuchni zaczynają królować rozgrzewające dania. Przepięknym znakiem jesieni są dynie. Ich kolor jest jak symbol pory roku :) Można śmiało uznać, że czynią jesień znośną. Zupa dyniowa, przynajmniej u nas w domu, była wyczekiwana od pół roku :)
Weekend to świetna okazja na gotowanie zup, bo jest więcej czasu, można zupę ugotować na poniedziałek, robiąc w między czasie obiad niedzielny :) Z tą myślą pojechałam w piątek na rynek i zagarnęłam ze straganu połówkę pięknej dyni, marchewki i ziemniaki. Bulion miałam gotowy, pozostało tylko zakupić mięso na klopsiki. Klopsiki do zupy robię zawsze z udźca z indyka.
Zakupy gotowe, w niedzielę przyszedł czas na gotowanie. Udziec z indyka zmieliłam w malakserze już rano, żeby przyprawione mięso mogło chwilę się marynować. Do mielonego dodałam drobno porwane listki rozmarynu, sporo tymianku, kolendrę, czosnek, sól i pieprz. Klopsiki do zupy dyniowej powinny być mocno ziołowe i aromatyczne. Do mięsa dodałam jajko i łyżkę otrębów. W razie gdyby to było konieczne, możemy dodać odrobinę bułki tartej, ale jeśli kulki kleją się same ładnie w dłoni, z tego dodatku można zrezygnować.
Kilka godzin później zabieram się zupę. Marchew i ziemniaki obrane drobno kroimy. Wrzucamy do bulionu i gotujemy. W tym czasie zajmujemy się miąższem z dyni. Okazało się, że narzędzie do drążenia melonów świetnie radzi sobie również z dynią. Kiedy już mamy drobne kawałki wnętrza dyni wrzucamy je do gotujących się warzyw. Przyprawianie zupy dyniowej zaczynam od dodania sporej ilości sosu imbirowo-sojowego. Następnie czarny pieprz, czosnek, garam masala i chili. Przykrywamy garnek i pozostawiamy na średnim gazie, żeby wszystkie warzywa zmiękły.
Podczas kiedy zupa się gotuje, możemy zabrać się za klopsiki. Sitko parowaru wykładam papierem. Z przyprawionego mięsa kształtuję niewielki kuleczki i układam w garnku. Kiedy wszystkie kuleczki są już gotowe nastawiam parowar.
Z jednego udźca z indyka wychodzi nam spora miska mielonego. Możecie, podobnie jak ja, podzielić je na pół i drugą połowę wykorzystać, np. do zrobienia burgerów :)
Wracając do zupy, sprawdzamy czy warzywa są miękkie. Jeśli tak, miksujemy wszystko blenderem, aż powstanie pięknie pomarańczowy krem. Do zupy wrzucamy ugotowane klopsiki.
Na drugi dzień zupa jest najlepsza. Podgrzewamy ją na małym ogniu, prażąc w tym czasie pestki słonecznika, którym posypujemy porcje w miseczkach. Bagietka czosnkowa nie jest koniecznym dodatkiem, ale tak dobrze się komponuje, że trudno było z niej zrezygnować :)