środa, 12 listopada 2014

Ziarnko to ziarnka, aż powstanie chleb!

Pamiętam, jakieś dwadzieścia lat temu przyjazdy mojej cioci ze Szwecji. To było wydarzenie, ciocia przyjeżdżała z lepszego świata. Przywoziła czarne rajstopy i sportowe bluzy i parę jeszcze ciuchów, których w Szwecji nikt już nie potrzebował - u nas to było na wagę złota.
Ale jednego w Szwecji nie mieli, w tym raju, w tym kraju dobrobytu. Nie mieli chleba. Polskiego, pysznego, zwykłego białego chleba. Ciocia zawsze za chlebem tęskniła, jedyne co zabierała ze sobą z Polski, to bochenek chleba.
Jak to się stało, że chleb przez te dwadzieścia lat stał się naszym wrogiem? Wciąż wybór jest ogromny. Pieczywo prosto z pieca, chrupiące bagietki. Ale jednak to nie to samo co kiedyś. Ciężko kupić zwykłą, białą kajzerkę, która nie jest napompowaną chemią watą. Świeży chleb zaczyna być określeniem co najmniej wątpliwym, biorąc pod uwagę, że wypiekane w marketach pieczywo, może być z zeszłego roku, po prostu trwa zamrożone i czeka na swoją kolej.
A nawet jeśli kupimy chleb bez tych wszystkich polepszaczy, udziwnień to co dalej? Z kim podzielisz się kanapką? Mamy całe rzesze bezglutenowców, którzy stronią od mąki pszennej.
Ja od mąki pszennej stronię również, bo ta klasyczna, biała, zajmująca najwięcej miejsca na sklepowych półkach, to dla mnie żywność przetworzona. Nie ukrywam jednak, że chleby razowe z piekarni, na których skład ogranicza się do kilku składników, były i są nadal moimi ulubionymi. Lubię chleb, chociaż nie muszę go jeść codziennie. Czasem piekę sama różne rodzaje pieczywa. A to żytni chleb z sodą (przepis tutaj), A to całkowicie nie chlebowe pieczywo z kaszy jaglanej (przepis tutaj).
Dziś kolejny wypiek z serii - nie klasyka. To pieczywo dla mnie i dla wszystkich wiewiórko podobnych, którzy uwielbiają chrupać orzechy i ziarenka.
A więc moje dzielne wiewióry, czas odsypać trochę zapasów. Między innymi pełną szklankę ziaren słonecznika, pół szklanki mieszanki ulubionych orzechów i migdałów, niepełną szklankę złotego lnu, półtora szklanki płatków owsianych, osiem łyżek zmielonego siemienia lnianego i dwie łyżki nasion chia. Wszystkie te pyszności mieszamy razem w dużej misce i zalewamy letnią wodą, której potrzebujemy około półtora szklanki, Odstawiamy mieszankę na co najmniej dwie godziny, aż cała woda zostanie wchłonięta. Kiedy to już nastąpi dolewamy do miski pięć łyżek rozpuszczonego oleju kokosowego, łyżkę syropu klonowego i dosypujemy szczyptę soli. Mieszamy dokładnie i przekładamy całość do keksówki - zdecydowanie polecam silikonową.
Wstawiamy nasz ziarnisty chleb do piekarnika nagrzanego do 185 stopni na około godzinę.
Uwaga przy wyciąganiu, chlebek póki jest ciepły może się rozpadać, a silikonowa forma nie jest sztywna, zatem najlepiej od razu postawić ją na kratce do całkowitego ostygnięcia.
Kroimy bochenek ostrym nożem. Dla mnie to właściwie nie tylko chleb, ale coś pysznego i sytego, czym można się zajadać kompletnie bez dodatków, albo z odrobiną miodu, lub delikatnym twarożkiem. I nie martwcie się, że to tylko jedna niewielka keksówka. Taka ilość orzechów i ziaren gwarantuje sytość, o której przy zwykłym pieczywie można tylko pomarzyć. Dlatego przygotowując kanapki, pamiętajcie o tym, żeby podzielić ilość przynajmniej na pół :)





4 komentarze:

  1. kromka takiego chleba ma tyle wartości! super :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wygląda apetycznie,już zanotowałam przepis i zrobię, do pieczenia nie tylko chleba polecam naczynia z Bolesławca.

    OdpowiedzUsuń